Nie ma innej drogi!

Relacja na żywo z trasy rowerowej
spisana w zeszycie i nagrana na dyktafon
przez dwóch odważnych i dzielnych cyklistów
- Ignacego i Pankracego

 

20 października 2006, piątek, 9:39, Gdańsk

Rozpoczynam relację z Harpaganu. Będzie to relacja zeszytowo-dyktafonowa. Dyrektorem zeszytu będę ja (Pankracy), natomiast dyrektorem dyktafonu kolega Ignacy.

Za chwilę wyruszam do Gdyni na stację kolei żelaznej. Plecak mały gotowy, plecak duży prawie gotowy. Co parę minut sprawdzam prognozy pogody na jutro, ale na pewno wiadomo tylko tyle, że albo będzie lało (model Aladin), albo nie będzie lało (model COSMO-LM).

10:24, Sopot

W drodze. Usiłuję jechać ,,metodą suchych pleców'', czyli tak, aby się w ogóle nie spocić. Jest to trudne, gdyż trzeba utrzymywać ślamazarne tempo 15 km/h i nie dać się sprowokować wyprzedzającym rowerzystom do wyścigu.

Pogoda jest znakomita, jest bezwietrznie i słonecznie. Promenada nad morzem jest wyludniona, klimat przyjemny.

11:27, Gdynia

Czekam na peronie. Pociąg Ignacego ma się pojawić za dziesięć minut. Jakiś gość wycina na akordeonie.

11:31

Jedzie pociąg z daleka. Widzę, że przedział rowerowy jest w pierwszym wagonie, więc muszę podjechać na drugą stronę peronu.

12:20, Sopot

Jesteśmy w drodze do Gdańska. Jedziemy promenadami, deptakami, chodnikami, ścieżkami i momentami także bezdrożami przy plaży. Krótki kawałek przejechaliśmy klifem w Orłowie, a teraz zatrzymaliśmy się na plaży w Kamiennym Potoku. Ignacy realizuje żelazny punkt turystyki nadmorskiej — szukanie muszli. Jak na złość są tylko meduzy, sinice i różne śmieci.

Gdańsk

Przyjechaliśmy do domu i zamówiliśmy kotlety de volaille z pizzerii. Oczekujemy ich z niecierpliwością. Jednocześnie próbuję dopchnąć wszystkie ciuchy do plecaka, co nie jest takie proste. Zamierzam zastosować swój patent ze zmianą ubrania mokrego na suche podczas postojów na trasie, więc muszę tego zabrać dosyć dużo.

14:30

Przyszła Klementynka i robi placek cygański dla gości na wieczór, a my siedzimy, pijemy herbatę i dyskutujemy. Ignacy zamontował mi swój mapnik przy kierownicy, przez co mój rower wygląda nad wyraz profesjonalnie. Niestety straciłem przy tym dzwonek, a że bardzo lubię go używać, jestem nieco niepocieszony.

15:00

Zadzwoniłem do gospodarza kwatery i umówiłem się z nim na 1700. To są dwie godziny, powinniśmy spokojnie dojechać.

15:25

Test dyktafonu. Zaraz jedziemy. Założyłem Ignacego pulsometr, aby po drodze dokładnie zbadać jak typ kobiecej urody jest dla mnie najbardziej atrakcyjny.

15:38

Bankomat. Wielki plecak nieco ciąży i zasłania widok do tyłu. No i bez dzwonka, jak niemowa...

16:14

Jedziemy TRBR, dotarliśmy do wyrwy nad strumykiem. Przerwa na zmianę garderoby (Ignacy) i sprawdzenie twardości tylnej opony (ja). Zaraz jedziemy dalej.

Tak oto rozpoczyna się pierwsza bezsensialna wycieczka rowerowa. Z zaaferowania nieomal przegapiłem ten początek.

16:25

Wciąż na TRBR, kilkaset metrów od wyrwy. Ignacy zabiera się do wymiany tylnej dętki.

16:37

Nagrałem relację dźwiękową, ale nie wiadomo czy się udało, więc oto wersja papierowa: Ignacy pompuje tylne koło (problemem okazała się pompka, a nie dętka). Zadzwoniłem do gospodarza kwatery, że przyjedziemy później.

— Allach jest wielki. Super — mówi Ignacy, najwidoczniej użycie mojej pompki dało lepsze rezultaty.

17:14, Bysewo

Już się zgubiliśmy (zarządziłem skręt w lewo w nieodpowiednim miejscu), ale dzięki kobiecie wychodzącej z jakiegoś zakładu znaleźliśmy się. Ignacy nagrywa relację dźwiękową, ja łapię oddech, bo tempo mamy szybkie, jak na moje możliwości. Jedziemy przez jakieś industrialne okolice, nigdy tutaj nie byłem.

*

Taśmy łże-prawdy, nagranie 1

Ignacy:      Mhm, mhm, dajan. Jest siedemnasta, według mojego licznika, osiemnaście. Jesteśmy w drodze do Przodkowa lub do naszego noclegu w Trzech Rzekach. Udało nam się już zbłądzić. Użyliśmy kompasu oraz tubylczyni. Istnieje w związku z tym bardzo duże prawdopodobieństwo, że tubylczyni źle nas poinformowała, a wskazania kompasu zostały źle zinterpretowane. Nasza wiara w to, że dotrwamy do końca i dojedziemy do celu w tej chwili się załamuje. Bardzo często kłócimy się już w tej chwili z Pankracym...

Pankracy: Wypominamy.

Ignacy:      Tak. Lżymy się.

Pankracy: ,,Ty kupiłeś rower dziesięć lat temu!''.

Ignacy:      ,,Jakbyś miał lepszy rower na pewno byśmy się nie zgubili. W takim kolorze rowery zawsze się gubią''. Może teraz ty coś powiesz.

Pankracy: Ja standardowo nie mam nic wiele do powiedzenia, ale zapisałem w zeszycie na wypadek, gdyby technika cyfrowa zawiodła.

Ignacy:      Technika cyfrowa radziecka nigdy nie zawodzi! Jedziemy! Być może...

Pankracy: Odjazd!

Ignacy:      ...to już ostatni wpis. Chciałem w związku z tym powiedzieć, że PIN do mojego...

Pankracy: E he he he!

Ignacy:      E, nie! Jest łatwy do zgadnięcia.

17:34, Banino

Po wjechaniu na główną drogę dajemy ostro do przodu. Nie ma wiatru, więc jedzie się super i nie jest zimno. Jacyś goście coś do nas wesoło ryczeli przez okno samochodu. Teraz zatrzymaliśmy się przy sklepie, by kupić jedzenie na dziś i jutro.

18:24, Przodkowo

Jesteśmy przed szkołą po szaleńczej jeździe pod górkę. Jest tu mnóstwo ludzi, klimat lekko woodstockowy. Ignacy poszedł spróbować nas zameldować w sekretariacie, żebyśmy nie musieli wracać tutaj na 2200.

Po drodze odkręciła mi się śruba mocująca przedni błotnik, więc miałem trochę efektów perkusyjnych i musiałem się zatrzymać, aby zrobić z nią porządek.

*

Taśmy łże-prawdy, nagranie 2

Ignacy:      Jesteśmy w Przodkowie i padliśmy ofiarą typowo polskiej dezinformacji polegającej na tym, że jedni mówią, że już możemy odebrać numery startowe, a inni że dopiero po 2200, tak więc jedziemy na kwaterę i wrócimy tutaj za parę godzin. Na rowerach. Zwycięsko.

*

Niestety nie udało się przełamać barier biurokratycznych. Jedziemy do Trzech Rzek.

19:09, Trzy Rzeki

Jesteśmy na miejscu. Jechało się wspaniale, po ciemku w ogóle nie czułem zmęczenia. Niestety moja przednia lampa nadaje się tylko do... nie wiem do czego, nie wiem. Na szczęście reflektor Ignacego świeci na lewo, na prawo i hen na wprost, więc dojechaliśmy. Jazda nocą jest bardzo klimatyczna, jednak jeśli jakiś nadjeżdżający z naprzeciwka kierowca nie raczy zmienić świateł drogowych na światła mijania to zima, nic nie widać.

Właśnie zajęliśmy pokoje i dzwonimy do naszych żon. Mam na liczniku 80 km, co jest w sumie nieco zbyt długą rozgrzewką, ale co tam. Za chwilę skonsumujemy nasze skromne zapasy jedzenia i jedziemy z powrotem do Przodkowa aby spełnić obowiązek rajdowo-rejestracyjny.

19:17

— No i co? — pytam.

— Sprawdzę kompas! — mówi Ignacy.

*

Robię herbatę. Jak na razie jestem mile zaskoczony kwaterą, bo nie spodziewałem się takich luksusów. Mamy do dyspozycji całą chałupę, możemy korzystać z kuchni i huśtawki, a nawet piaskownicy przed domem.

Towarzysze z Wielkiego Miasta, którzy również będą tutaj nocować z okazji Harpaganu, są w drodze, będą trochę później.

*

Grzeję się przed kominkiem. No co za klimacik. Gospodarz kwatery poszedł robić w drewutni miejsce na rowery.

20:29

Przyjechali towarzysze z Warszawy. Ponieważ przyjechali we wzmocnionym, trzyosobowym składzie, Ignacy odstąpił swój pokój i będzie mieszkać razem ze mną.

Grzejemy się przy drugiej herbacie. Za dwie godziny pojedziemy samochodem pana Janusza do Przodkowa zarejestrować się na starcie.

20:41

Zostaliśmy przeszkoleni w zakresie obsługi kominka, pompy, drzwi itp. Poznaliśmy też bezpańskiego psa Reksa, który wałęsa się po okolicy.

21:22

Wszelkie zapiski to marność i łże-zapiski. Wykształciuchom czytającym Umberto Eco mówimy nie. My stoimy tu, a wy tam, gdzie ZOMO. [Wpis: Ignacy]

22:15, Przodkowo

Stoimy w kolejce po numery startowe i inne gadżety wyścigowe. Obserwuję jacy ludzie przyjeżdżają na rajdy rowerowe, ale nie wyrobiłem sobie żadnego zdania, gdyż o tej porze zwykłem już spać, więc inteligencji wystarcza mi tylko na podstawowe czynności fizjologiczne typu machanie piórem po kartce zeszytu. Na gazetce ściennej temat ,,Jesień''.

22:31

Julianna dzwoni do Ignacego, tymczasem docieramy do stolika, przy którym wydawane są numery startowe, jakieś ulotki o Przodkowie, koszulki harpaganowe itd. Do podpisania jest także cyrograf, że świadomi praw i obowiązków wynikających z udziału w rajdzie bierzemy na siebie wszelką odpowiedzialność.

*

Dobra, załatwione. Koszulka XL wydaje mi się dziwnie mała. Ignacemu wydała się natomiast duża i poszedł spróbować wymienić ją na L. Czekamy na towarzyszy z Warszawy.

23:06, Trzy Rzeki

Szykujemy się do snu. Nie będzie to sen zbyt długi, no ale nie po to, nie po to tutaj przyjechaliśmy. Ignacy nagrywa relację na dyktafon. Chce zaliczyć czternaście punktów kontrolnych, ja nastawiam się tylko na pięć. No, absolutnym mistrzostwem byłoby zaliczenie dziesięciu.

Myśleliśmy o jeszcze jednej herbacie na wieczór, ale kuchnia jest na dole, śpimy na górze — za daleko.

*

Taśmy łże-prawdy, nagranie 3

Ignacy:      Jesteśmy na kwaterze.

Pankracy: Wszyscy są zdrowi, pogoda jest bardzo dobra...

Ignacy:      Pogoda wspaniała. Bardzo smaczne lody we Władysławowie dzisiaj jedliśmy.

Pankracy: I ryba smażona.

Ignacy:      Ryba smażona, bardzo smaczna, najlepsza. Co prawda sprowadzają ją z Izraela, ale i tak bardzo smaczna. Nad morzem najlepiej smakuje.

Pankracy: Leżymy na plaży...

Ignacy:      Prawie.

Pankracy: Gramy w piłkę plażową.

Ignacy:      Tak. A poza tym jutro wstajemy o godzinie piątej i w zwartym szyku, falangą lub też ewentualnie jeden za drugim jedziemy jak najszybciej do Przodkowa i oczywiście naszym minimalnym celem, jeżeli chodzi o ilość zaliczonych punktów kontrolnych jest...

Pankracy: Dwadzieścia jeden!

Ignacy:      Czternaście.

Pankracy: Dwadzieścia jeden!

Ignacy:      Nie, bądźmy realistyczni. Czternaście. Jeśli będzie mniej, to za każdy punkt mniej jeden z nas musi zginąć. Oprócz tego jesteśmy w znakomitych nastrojach. Cała kompania. Dzisiaj odśpiewaliśmy ,,Międzynarodówkę''. Czternaście razy. Za każdy z tych punktów kontrolnych, które zdobędziemy. To mówiłem ja ...

Pankracy: Jarząbek.

Ignacy:      Jarząbek!

21 października 2006, sobota, 5:00

Oooj...

*

Taśmy łże-prawdy, nagranie 4

Ignacy:      Gdzie ty chcesz pojechać, jak ty nawet kompasu nie rozpoznajesz od innych szaroburych metalicznych obiektów o niesprecyzowanym znaczeniu. Jest piąta prawdopodobnie dwadzieścia trzy.

Pankracy: Siedzę pod kątem pod kątem sześćdziesięciu stopni do północy.

Ignacy:      Nasz statek kosmiczny ,,Sojuz'' jest już przygotowany przez obsługę naziemną. Wchodzimy na orbitę za jakieś dziesięć minut. Zabrzmi to trywialnie, ale być może to ostatni wpis. Ku chwale Swietskowo Sajuza.

5:05

Robię herbatę. Wcale nie jest źle. Raz-dwa, raz-dwa, raz-dwa!

5:22

Herbata. Mamy za sobą pierwsze wyjście w przestrzeń kosmiczną — wyciągnięcie rowerów z szopy.

*

Taśmy łże-prawdy, nagranie 5

Pankracy: Proszę państwa, mamy za sobą pierwsze wyjście w kosmos. Wyremontowaliśmy już piankę, która oderwała się podczas startu.

Ignacy:      Z kawy. Z kawy starszego sierżanta.

Pankracy: Nasze skutery międzyplanetarne są już przygotowane. Za chwilę przyczepimy im tablice pozycyjne. Spało się nieźle, chociaż temperatura nad ranem spadła troszkę. Mamy tylko oszronione paznokcie u stóp.

Ignacy:      Bądź rąk.

Pankracy: Co mogę fajnego powiedzieć. Nasze porcje żywnościowe nieco są skąpe, jak na rano, ale może to i dobrze. Chodzi o to, żeby adrenalina nam zablokowała proces trawienia, żeby nam nie przeszkadzał po drodze. Dziękuję. Na zdrowie. A psik.

5:27

Dobra, powoli wychodzimy.

5:31

Montujemy numery startowe przy kierownicy. Pieje kogut, szczeka pies. Zimno w palce, poza tym ciepło.

5:46

Znalazłem huśtawkę i wesoło się huśtam. Ignacy zniknął w czeluściach domu. Za trzy kwadranse start rajdu.

6:17, Przodkowo

Przyjechaliśmy na stadion, z którego za chwilę startujemy. Ze sceny leci jakieś techno, co do tej okazji w sumie nieźle pasuje. Zaraz rozdadzą nam mapy i rozpoczniemy nasz rejs dookoła Kaszub. Ignacy konfiguruje mapnik. Dookoła cała zgraja cyklistów. Obsługa podskakuje z zimna. Klimat jest wspaniały.

6:29

Dostaliśmy mapy, opracowujemy strategię i zajadamy snickersy, które stanowią całość naszego śniadania. PK 20 przesunięty 80 m na północ. Bije dzwon. Mapa nie chce się zmieścić do mapnika.

*

Taśmy łże-prawdy, nagranie 6

Ignacy:      Tu Mariusz Max Kolonko. Jesteśmy pod Chyżnem. Sytuacja jest krytyczna. Otaczają nas agenci. Nie wiem, czy jeszcze coś od nas usłyszycie.

Pankracy: No, rozsypaliśmy pinezki po drodze za nami, niestety wszyscy jadą w chwili obecnej przed nami, więc może być problem, jak będziemy wracać tędy. Widzimy nadciągającego rowerzystę. Pozdrawiamy!

Ignacy:      Tracimy do niego już dziesięć sekund!

Pankracy: Na koń!

Ignacy:      Będziemy się również starać być bardziej poważni. Miałem na ten temat z Pankracym długą rozmowę. Chodzi o to, żebyśmy nie budzili śmiechu i politowania. Niestety, nasze szanse spadają z minuty na minutę. Tu Mariusz Max Kolonko z Nowego Jorku.

7:11, Lniska

PK 6 zaliczony! To było łatwe — najpierw asfaltem z Przodkowa do Miszewa, potem drogą nr 20 do Żukowa, a w Lniskach lasem pod górkę. Po drodze dwa razy jacyś goście wołali do nas, że jedziemy w złą stronę. Pewnie wcześniej spotkali rowerzystów jadących w przeciwnym kierunku, czyli do PK 14.

Główny Nawigator Ignacy opracowuje dalszą strategię drogi.

Fajny był wyjazd z Przodkowa. Cała zgraja rowerzystów pędziła z górki mrugając tylnymi lampkami, poza tym było zupełnie ciemno. Odniosłem zresztą wrażenie, że wyprzedzili nas wszyscy i jedziemy na samym końcu. Być może jest to bliskie prawdy.

Ponadto Ignacy twierdzi, że jadąc pod górę człowiek męczy się mniej, niż prowadząc rower. Nie dam się jednak nabrać na takie łże-prawdy!

*

Taśmy łże-prawdy, nagranie 7

Ignacy:      Towarzysze, zdobyliśmy pierwszy punkt! Wróg poddał się bez oporu!

Pankracy: Nie braliśmy żadnych jeńców!

Ignacy:      Toteż jedziemy dalej sami. Na miejscowość Przyjaźń. Przyjaźń polsko-radziecką.

Pankracy: Naprzód, naprzód. Nie marnujmy czasu.

*

Zjechaliśmy z drogi nr 7 w drogę międzywiejską i kierujemy się w stronę Przyjaźni.

— Przyjaźń! Ach, gdzie ta Przyjaźń! — woła Ignacy.

Przed nami dwóch rowerzystów, poza tym pusto.

*

Wjeżdżamy do lasu. Według mapy gdzieś tutaj powinna być jakaś rzeczka, ale jej nie widać.

7:50, Skrzeszewo

Zaliczony PK 12. To również było proste, nie sposób było się zgubić. Podbijamy karty, wpisujemy godziny, zmarznięci sędziowie podskakują przy ognisku, którego dym wędzi mnie od paru chwil. Ignacy proponuje ambitnie pojechać do PK 17, który znajduje się w okolicy prawego dolnego rogu mapy.

*

Taśmy łże-prawdy, nagranie 8

Ignacy:      OK. To jest próba nagrywania w trakcie jazdy. Proszę państwa, emocje są... Co się z emocjami dzieje generalnie? Poczekaj, zaraz się wyjebię chyba. Proszę państwa, zaliczyliśmy dwunastkę pełni sił, proszę państwa. Reprezentacja polski jest pełna... O kurwa! (przez chwilę tajemnicze odgłosy w tle) Ciągle nagrywamy! Nie damy się, jedziemy na siedemnastkę, proszę państwa.

*

Taśmy łże-prawdy, nagranie 9

Ignacy:      Przerywamy transmisję. Przerywamy transmisję, proszę państwa, zawodnik drugi zawiązuje buta! Powtarzam: zawiązuje buta! Sytuacja wymyka nam się spod kontroli. Może kolega coś powie?

Pankracy: Wystarczyło dziesięć sekund odpoczynku, aby woda, która zebrała się między moją koszulką a kurtką zamieniła się w zimny lód. Z tego powodu musiałem osiągnąć prędkość, której odpowiada energia równa × × ΔT.

Ignacy:      Zakładając wszystkie stałe standardowe oblicz prędkość przemiany fazowej dla wody z solą.

Pankracy: Jako ćwiczenie w domu.

Ignacy:      Prosty dowód, że jest to nieobliczalne, pozostawiamy czytelnikowi. Do widzenia państwu.

*

Taśmy łże-prawdy, nagranie 10

Ignacy:      Proszę państwa, to znowuż my! Eee... znaczy w sensie... ja! Zawodnik numer dwa został w tyle o dobre trzydzieści metrów, ale dogania go grupa pięciu innych ścigantów. Proszę państwa, fantastyczna sytuacja!

8:25, Jodłowno

Postój pod sklepem. Na liczniku 39 km, za nami iście mordercza góra. Przebrałem się w suche ciuchy, a mokrą koszulkę wyrzuciłem do śmieci (oczywiście nie jest to koszulka rowerowa, gdyż nie zdecydowałem się na strój rowerowy, tylko stary T-shirt). Czas na śniadanie. Niestety wszystkie banany zostały wykupione przez zawodników jadących przed nami.

*

Taśmy łże-prawdy, nagranie 11

Ignacy:      Mhm, mhm! Jesteśmy w miejscowości Jodlino. Zrobiliśmy przerwę pod sklepem. Jodłowno. Jakieś pięć kilometrów do Pomlewa, a potem jesteśmy około dwa kilometry na południe do punktu kontrolnego 17 — Kozia Góra. Prawdopodobnie nigdzie dalej już nie dojedziemy. Sytuacja jest dramatyczna. Kończę.

8:39

Dobra, ruszamy.

*

— Zaprawdę błotnista jest ścieżka prowadząca do punktu nr 17 — nagrywa Ignacy. — Lecz... jeśli będę stąpał błotnistą doliną, wywrotki się nie ulęknę. Albowiem... kompas... jest ze mną.

Jesteśmy w okolicy Koziej Góry. Droga jest fantastyczna — błoto po osie. Jak się w takie coś wjedzie rowerem, trudno go wyciągnąć, tak się wszystko lepi. Ignacy przed chwilą zaliczył glebę (jakieś trzy sekundy po tym, jak stwierdził ,,Da się jechać!''). Przy pomocy patyka próbuję stwierdzić czy pod kilkucentymetrową warstwą masy czekoladowej, która oblepia mi koła, znajdują się jeszcze hamulce.

Niestety mamy tutaj dużą rozbieżność między mapą (jedna prosta ścieżka) a rzeczywistością (kilkanaście ścieżek, krzyżujących się i zmieniających kierunek).

*

Taśmy łże-prawdy, nagranie 12

Ignacy:      Zaprawdę błotnista jest ścieżka wiodąca do punktu numer siedemnaście. Lecz...

Pankracy: Widzę hamulec.

Ignacy:      ... jeśli będę stąpał błotnistą doliną, wywrotki się nie ulęknę, albowiem kompas jest ze mną.

Pankracy: Jest pasterzem moim.

Ignacy:      Jest pasterzem moim, właśnie! No. I oto jesteśmy w bliskości punktu siedemnastego, którego atoli nie widzimy. Jesteśmy w głębokim błocie. Mój rower wygląda jak za najlepszych czasów, kiedy jeździłem po poligonie w Łabędach. Jedynym punktem, który mi się nie podoba, to to, że nie wziąłem smaru i mój rower będzie niestety skrzypiał za jakiś czas od błota, które się dostało do napędu. Tylne koło wygląda pięknie, przednie koło na szczęście mam hamulec tarczowy, który przed chwilą zresztą uwaliłem w błocie robiąc klasyczne OTB, proszę państwa. Tak, bowiem zaliczyłem już druga glebę w ciągu ostatnich...

Pankracy: Co to jest OTB?

Ignacy:      OTB, drodzy radiosłuchacze, to jest ,,over the bar''.

Pankracy: Chciałbym dodać, że kąt ustawienia roweru wynosił dziewięćdziesiąt stopni.

Ignacy:      Tak. Przy dziewięćdziesięciu stopniach zdecydowałem wyjść z roweru przez kierownicę. Ale wyszedłem z godnością, a nie na głowę, jakby to uczynił ktoś, prawda, bardziej niedoświadczony w zaliczaniu gleby. Drodzy państwo, będziemy bardzo pocieszeni, jak znajdziemy punkt siedemnasty, albowiem to będzie oznaczać początek nowej nadziei. Nadziei na punkt siódmy, proszę państwa. To była kolejna relacja. Jak się okazało nie ostatnia. To na razie.

*

Hmm, zjechaliśmy z góry na dół, gdzieś tutaj powinno być jezioro, a przy nim PK 17. Błota jest trochę mniej i można spokojnie prowadzić rower (Ignacy nawet po tym jeździ). Jem jabłko, boski smak.

Ignacy pojechał na zwiad, z niedaleka słyszę jakieś głosy, pewnie kogoś spotkał.

9:25, Jezioro Przywidzkie

PK 17, 45 km. Droga przez błoto fascynuje wszystkich, którzy tutaj dotarli (jest nas kilkanaście sztuk). Chwila odpoczynku. Paru zawodników płucze rowery w jeziorze.

— Myślisz, że to dobry pomysł? — pytam Ignacy.

— Jeśli ktoś chce hamować...

*

Jedziemy na zachód, czyli do PK 7. Droga nad jeziorem jest niezwykle malownicza. Ignacy znalazł biały ogrodowy fotel nad brzegiem wody, co wygląda bardzo surrealistycznie. Po piętach depcze nam cały peleton.

*

Taśmy łże-prawdy, nagranie 13

Pankracy: (śpiewa) Sieeeedem, sieeeedem! Siedem, siedem, siedem, siedem. Sieeee...!

Ignacy:      Proszę państwa! Proszę państwa, drużyna bułgarska zdobyła siedemnasty z kolei punkt! Licząc na mapie. Jedziemy w tej chwili, proszę państwa, do miejscowości Przywidz, chyba, a potem na punkt siódmy. Humory tryskają, proszę państwa. Błoto wspaniale po szyję!

Pankracy: (śpiewa) Stooo lat! Stooo lat!

Ignacy:      Uwaleni jak świnie, proszę państwa! Jak świnie bez mała!

Pankracy: Unurzani!

Ignacy:      Upodleni! Wyzbyci ludzkiej godności!

*

Jesteśmy przy południowej krawędzi mapy. Stoimy na jakimś rozdrożu i próbujemy ustalić naszą pozycję. Od strony Przywidza nadjeżdża tzw. tramwaj harpaganowy i skręca w boczną drogę.

— Myślicie, że to dobra droga? — woła do nich Ignacy.

— Tak! — odpowiada lider peletonu.

— Naszym zdaniem nie!

— Ha! Nie ma innej drogi!

— To są ci, którzy wcześniej zbłądzili — mówi do mnie Ignacy.

No cóż, naszym zdaniem jest inna droga, właściwa droga. Przypuszczalnie lider peletonu zostanie wkrótce zamordowany, co przyprawia nas o wielką wesołość.

*

Minęliśmy miejscowość Piekło Dolne, więc już naprawdę dalej nie ma nic, tylko pustka, próżnia i kosmos.

*

Taśmy łże-prawdy, nagranie 14

Ignacy:      Proszę państwa. Czego nie powiedzieliśmy wcześniej, to że jesteśmy w miejscowości Piekło Dolne. Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa dalej nie ma już nic!

Pankracy: Nie, no jest siedem poziomów piekieł, nie?

Ignacy:      Właśnie, to jest pytanie. Ale to było nazwane ,,dolne 27''. Dwadzieścia siedem! Dante kłamał! Ciekawe na na czyim był żołdzie. Myślę, że WSI. Ja strasznie boję się ostatnio...

Pankracy: ISO-OSI.

Ignacy:      Albo ISO-OSI! Tak! Dante przewidział ISO-OSI i dlatego musiał zginąć. Proszę państwa, to nadajemy my! Ignacy i Pankracy nadajemy z oblężonego Belgradu!

*

Skręt na Częstocin. To jest dobra droga, więc skręcamy i pakujemy się pod górę.

*

Kolejny odpoczynek. Okolica jest po prostu boska. Górki i pagórki, wszystko lekko zamglone, po prostu rewelacja. Niestety albo kompas łże, albo coś nam się pokręciło, bo powinniśmy jechać na północ, a jedziemy na wschód.

*

Taśmy łże-prawdy, nagranie 15

Ignacy:      Drodzy państwo, muszę powiedzieć, że jest tu przepięknie. Jest jak z jakiego folderu. Piękna pogoda przede wszystkim. Widoczność na lekko licząc dwadzieścia kilometrów.

Pankracy: Gęsi startują.

Ignacy:      Konie, krowy, jest po prostu wspaniale. Nad ziemią unosi się wszędzie taka lekka mgiełka poranna. Jest naprawdę wspaniale. Jeziorko to już w ogóle jak z żurnala.

*

Nie ma innej drogi! Nie ma innej drogi, jak ta, którą pojechał tramwaj harpaganowy! Dobre, dobre. Zabłądziliśmy aż pod Połęczyn i teraz musimy się stąd jakoś wydostać. Powinno być tutaj jezioro, ale go nie widać. Ignacy proponuje pojechać skrótem. Skrót to synonim bardzo długiej drogi, więc myślę o tym pomyśle ,,z pewną taką nieśmiałością''.

*

Taśmy łże-prawdy, nagranie 16

Ignacy:      Pojechaliśmy dalej docierając na kraniec mapy. Jest to absolutny koniec mapy. Widzimy już nogi żółwia. Tam poniżej prawdopodobnie są jeszcze słonie. Lub na odwrót.

Pankracy: Krokodyle.

Ignacy:      Podejmujemy w tej chwili największe ryzyko jadąc drogą na północ, która jest skrótem do punktu kontrolnego. Jako iż jest to skrót, możemy być pewni, że punktu siódmego nie osiągniemy w przeciągu najbliższych dwóch godzin. Z komsomolskim prawietam, towarzysz kronikarz jeden.

*

Taśmy łże-prawdy, nagranie 17

Ignacy:      Pankracy przed chwilą zaliczył corridę unikając szturmującego i zupełnie nieuwiązanego byka. Ale przeżył.

10:30, Połęczyn

Znaleźliśmy PK 7. Grupa cyklistów odpoczywa na trawie, Ignacy na stronie nagrywa coś na dyktafon. Powinniśmy chyba złożyć autokrytykę. Będzie z czego się śmiać, jeśli nasze buńczuczne okrzyki sprzed pół godziny się faktycznie nagrały. Nie ma innej drogi!

Po drodze spotkaliśmy nieuwiązanego byka. Na szczęście nie oglądał telewizji, więc pewnie nie wie jaką wspaniałą zabawą jest corrida i czmychnął ze ścieżki na pastwisko.

*

Taśmy łże-prawdy, nagranie 18

Ignacy:      Jesteśmy na siódemce, na którą dojechaliśmy skrótem i o dziwo nie zbłądziliśmy. Naszym następnym celem jest osiemnastka, to jest Wieżyca, to jest punkt, o ile dobrze pamiętam z Harpaganiu 28, z taką dupną wieżą na samej górze. A potem będziemy zastanawiać się czy nie jechać na jedynkę i dwudziestkę, czy też jakoś już ewentualnie zawijać do w kierunku bazy.

*

Taśmy łże-prawdy, nagranie 19

Ignacy:      Jest tutaj naprawdę pięknie. Niebo bezchmurne, słońce tak daje, że po prostu mózg jest cały wypełniony jest po sufit endorfinami. Jest ekstra. Teren pofałdowany, bardzo malowniczy, widoczność wspaniała. Zwyciężymy!

*

Taśmy łże-prawdy, nagranie 20

Ignacy:      Znowu wypowiedź z cyklu ,,chwalenie'', mianowicie tak powinna właśnie wyglądać wycieczka rowerowa. Jest po prostu idealnie. Zjazdy, podjazdy, piasek, dziury techniczne, gleby, super po prostu. Muszę trochę teraz uważać, bo zjeżdżam, trzymając jedną ręką dyktafon, a drugą kierownicę, ale jakoś jest.

*

Taśmy łże-prawdy, nagranie 21

Ignacy:      Pozdrowienia z kolejnego podjazdu. Muszę przy tej okazji nadmienić, że rower sprawuje się znakomicie. Napęd działa super, przerzutki się zmieniają się w każdych warunkach, natychmiast. Staram się jechać nie wolniej, niż z kadencją 60 i jak na razie nie odczuwam żadnego zmęczenia. To tyle. Sikamy właśnie.

Roztoka

Kryzys.

*

Taśmy łże-prawdy, nagranie 22

Ignacy:      Proszę państwa, dochodzimy do etapu drugiej przerwy sklepowej. Czy pan zawodnik o numerze drugim coś doda?

Pankracy: Nie. Przykro mi. Przykro mi, nie dodam. Dopiero jak zjem coś, może dodam.

Ignacy:      Albo i nie.

Pankracy: Albo i nie.

*

Stoimy pod sklepem i jemy. Dwóch żuli dyskutuje za winklem. Przebrałem się w suche ciuchy, a mokra koszulkę zawiesiłem do wysuszenia na plecaku.

Dodatkowo nastrój potęgują żałosne ryki kozy na sąsiednim podwórku. Tak smutnych odgłosów w życiu nie słyszałem.

*

Taśmy łże-prawdy, nagranie 23

Pankracy: Sześćdziesiąty czwarty kilometr trasy. Kryzys. Koniec.

Ignacy:      Prawdopodobnie nie będziemy więcej rozmawiać z kolegą Pankracym, ani się kolegować. Jest to bez sensu. Teraz widzę to w pełnej rozciągłości.

Pankracy: Za to odkryłem, że chciałbym mieć kozę. Koza wydaje odgłosy chyba bardziej nieszczęśliwe, niż każdy nieszczęśliwy człowiek. Więc to jest...

Ignacy:      Beeeee...

Pankracy: ... antydepresant.

Ignacy:      Ja natomiast chwilowo zastanawiam się czy nie pojechać jakimś ekspresem o 2200 zamiast wstawać jutro o godzinie 400. To oznaczać będzie, że zostawię mojego łże-kolegę na łasce losu. Na szczęście jestem człowiekiem pozbawionym głębszych sentymentów.

Żul 1:                Spierdalaj!

Żul 2:                Kurwa, waniaj!

Pankracy: Ruchy, kurna. Ruchy! Jestem tak zmęczony, że...

Egiertowo

Wjeżdżamy na dwudziestkę. Kierujemy się w stronę Wieżycy, więc dla odmiany znowu będzie pod górę, pod górę i jeszcze raz pod górę. Wiatr wieje w twarz, koła roweru nie chcą się obracać. Osiągam fantastyczną szybkość 10 km/h. Co za mordęga!

*

Taśmy łże-prawdy, nagranie 24

Pankracy: Ciekawe. Może jesteśmy w najwyższym punkcie świata i teraz już będzie tylko z górki.

Ignacy:      Tak! Tam mieszka święty Mikołaj. Szczerze mówiąc te nasze relacje są mało treściwe. Może ty powinieneś przejąć to urządzenie i nadawać. Proszę.

Pankracy: Cóż mogę powiedzieć. Siedemdziesiąty drugi kilometr...

Ignacy:      Dwadzieścia osiem ofiary, osiem wypadki. Czarny punkt! Ostrzega Generalna Dyrekcja (razem) Dróg Krajowych i Autostrad!

Pankracy: Tak jest.

Ignacy:      GDDKiA!

Pankracy: Za nami dla urozmaicenia górka. No, jakbyśmy cały czas jechali z górki. Teraz też będzie pod górkę.

Ignacy:      I to jak!

Pankracy: Liczę, że ktoś mi tam uściśnie dłoń u góry, ponieważ w chwili obecnej mam ochotę spieniężyć mój rower i kupić sobie...

Ignacy:      Trolejbus!

Pankracy: Trolejbus.

Ignacy:      Drodzy państwo. Możemy w tej chwili, prawda dać takie szersze tło tego punktu. Mianowicie na samej górze tego wysokiego punktu jest również wieża widokowa, wysoka na pięć, sześć pięter.

Pankracy: I na szczycie iglicy jest dziurkacz!

Ignacy:      Za poprzednim razem wdrapałem się na tę wieżę i podjechałem na górkę. Pytanie czy tym razem zostanie ponowiony ten skądinąd podnoszący na duchu rezultat.

Pankracy: Czekaj, bo musimy jechać.

Ignacy:      Kurwa, znowu konkurencja! Znowu agenci WSI! Kończymy! Kończymy! Aaa!

12:00, Wieżyca

Jesteśmy na wieży widokowej na Wieżycy. Wspaniały widok na wszystkie strony świata. Nieźle tu wieje, ale system zmiany ubrania działa doskonale, więc jest mi ciepło. Dzwonię do Agnieszki.

W sumie nie wiem jak tu dotarłem, chyba siłą woli. Po drodze zastanawiałem się jaką cenę uzyskałbym za swój rower w najbliższej wsi i czy ta kwota wystarczyłaby mi na powrót PKSem do Gdańska. Goniły nas wielkie, krwiożercze ciężarówki, musieliśmy się kryć na pobocze, pełne pułapek i przeszkód. Jakoś jednak dojechaliśmy.

*

Po krótkiej naradzie ustaliliśmy, że jedziemy do PK 16, czyli wracamy dwudziestką parę kilometrów. Nie wiem, czy to przeżyję, no co tam.

*

Taśmy łże-prawdy, nagranie 25

Ignacy:      Jedziemy spod osiemnastki i wracamy się do Borcza paskudną drogą na szesnastkę. Żeby już tutaj realistycznie kalkulować i mieć szansę na zaliczenie dziesięciu punktów, co byłoby zapewne dla nas obu wyczynem i jednocześnie mieć możliwość wrócenia do bazy, jeśliby się nam odechciało jeździć, prawda, bo sobie człowiek jeździ na rowerze, a potem mu się nie chce jeździć na rowerze. To jest taki znany mechanizm opisany przez radzieckich uczonych.

*

Taśmy łże-prawdy, nagranie 26

Ignacy:      A tak w ogóle to decyzja, żeby wracać na szesnastkę nie była łatwa. Tak, to była bardzo trudna decyzja, kosztowała nas wiele. Problem polega na tym, że droga na szesnastkę jest długą, piętnasto- czy siedemnastokilometrową asfaltową przelotówką z Kościerzyny do Gdyni. Syf i malaria innymi słowy. Co chwilę ,,czarny punkt'' i tak dalej, więc nie jest to przyjemna droga, ale niestety tak się składa, że z tej Wieżycy musielibyśmy albo założyć, że będziemy mieli siłę przez najbliższe sześć godzin i to więcej, niż mieliśmy do tej pory, co nie wydaje się być prawdopodobne, albo niestety wracać do szesnastki i potem mieć możliwość dosyć dowolnego wyboru punktów. W tej chwili mamy pięć punktów zaliczonych, co prawda wagowo dosyć wysoko, ale mimo wszystko pięć punktów stanowi wynik na poziomie reprezentacji Polski w piłkę nożną. Tak, nie boimy się tego słowa, jesteśmy tutaj dla punktów. Dobrze, że Pankracy nie słyszy. Dobrze, gdyby udało nam się dociągnąć do dziesięciu punktów. I paść na pysk. Jak nie padniemy na pysk, to ja wracam dzisiejszym wieczornym ekspresem, jeśli oczywiście jest gdzieś jeszcze jakiś około 2200. Ale na razie nie dzwonię do Julianny, żeby mi powiedziała czy jest, bo wtedy jeszcze pomyśli, że ja chcę zdezerterować, a ja przecież ja wcale nie chcę zdezerterować, byłaby to kalumnia. Nie jestem w ogóle zmęczony. Kończę.

12:42, Borcz

Za kwadrans widzę nas przy kurhanach. Pędzimy z wiatrem, brakuje mi zakresu licznika — tak pędzimy. Z górki i z wiatrem pędzimy. Droga jest w remoncie, co chwilę odcinki z ruchem wahadłowym, na którym drogowcy sterujący ruchem parę razy poszli nam na rękę i puszczali nas w pierwszej kolejności.

Jesteśmy w szampańskich humorach. Stoimy pod sklepem i ryczymy do dyktafonu. Obawiam się, że za chwilę ktoś nas pogoni za obrazę  wszelkich majestatów.

To był najbardziej lightowy odcinek drogi. Nawet pod górkę jechało się lekko, pewnie przez wiatr w plecy i znakomitą nawierzchnię. Po drodze mijaliśmy mnóstwo rowerzystów, wszystkim wesoło machałem, a oni wesoło mi odmachiwali.

Czy wiatr południowy wieje z południa czy na południe?

*

Taśmy łże-prawdy, nagranie 27

Pankracy: Proszę państwa, jechaliśmy drogą numer bodajże dwadzieścia. Jechaliśmy z wiatrem i z górki. Piękne uczucie. Po drodze mijaliśmy setki uśmiechniętych rowerzystów. Wszystkim kiwałem ręką i odkryłem, że kiwanie ręką sprawia mi bardzo dużą przyjemność.

Ignacy:      Daje to poczucie solidarności z innymi cyklistami.

Pankracy: Właśnie. Kto nie jest na rowerze, jest nie na rowerze. Druga rzecz, jaką chciałem nagrać, to że są takie podjazdy, po których się jedzie jakoby po zjazdach.

13:06, Trątkownica

Zaliczyliśmy PK 16 przy kurhanach. No, jest super. Nasze rumaki  — zachęcane, korumpowane i lżone — rwą do przodu jak dzikie ogiery.

Gdy osiągnę punkt kontrolny, kontrolny, kontrolny

Zaperforuję swą kartę, swą kartę, swą kartę

Wpiszę aktualną godzinę, godzinę, godzinę

Po czym ruszę gdzieś dalej, gdzieś dalej gdzieś dalej

Musimy szybko stąd spadać, gdyż sędziowie pieką kiełbasę nad ogniskiem przed namiotem, a ponieważ mamy podwyższony poziom adrenaliny we krwi, możemy się na nich rzucić, zeżreć kiełbasę i zeżreć samych sędziów na dokładkę.

Następny cel: PK 8. To będzie chyba bardzo skomplikowana droga, bo nie ma prostego połączenia. Poza tym będziemy znowu jechać na wschód, czyli wiatr w twarz i pod górkę. Ale kryzys dawno minął, więc nie ma problemu.

*

Taśmy łże-prawdy, nagranie 28

Ignacy:      Jest 1306. Zaliczyliśmy właśnie szesnastkę i w bardzo poważny sposób zastanawiamy się jak dojechać dalej. Prawdopodobnie pojedziemy na ósemkę, tylko że na ósemkę jest bardzo nietrywialny dojazd.

*

Taśmy łże-prawdy, nagranie 29

Ignacy:      Po obradach na najwyższym szczeblu...

Pankracy: ...z udziałem hierarchów kościelnych...

Ignacy:      ...uzgodniliśmy, że pojedziemy z szesnastki poprzez Kiełpino, Bernardynę, Goręczyno na ósemkę...

Pankracy: Bo dzielimy przez dwa.

Ignacy:      Tak.

Pankracy: Lubimy liczby binarne.

Ignacy:      Tak. I następna będzie czwórka. Czwórka jest tam. Według czeskiego astrologa Čapačka właśnie taki sposób zaliczania punktów na Harpaganie jest najefektywniejszy.

Pankracy: Powinniśmy zacząć pod punktu 32.

Ignacy:      Tak, żeby mieć większą skalę, od 128. A najlepiej od 1024, jeśli chcemy mieć dziesięć tych punktów. A czekaj, 1024 to będzie dziesięć, tak?

Pankracy: Dziesięć.

Ignacy:      He! Się wie! Się zna takie... takie takie.

Pankracy: Cyferki. Ale pamiętaj, że wypowiadanie niezrozumiałych liczb jest...

Ignacy:      Tak! Wypowiadanie niezrozumiałych liczb jest oznaką bycia opętanym przez Szatana!

Pankracy: Chcesz iść zobaczyć kurhany?

Ignacy:      Nie. Co ty, jakie kurhany. W dupie mam kurhany. Słuchaj, a popatrz. Bo tutaj z ósemki, jakbyśmy jechali na piętnastkę, to głupio byłoby nie zawadzić o dziewiątkę.

Pankracy: No.

Ignacy:      Jeszcze to wygramy.

Pankracy: Czekaj, niech ja też spojrzę. Może będę wetować.

Ignacy:      Myślę...

Pankracy: Acha, teraz będzie pod wiatr i w ogóle wracamy się prawie tą całą drogę z powrotem. Trudno. W ogóle tu są górki jakieś. Trudno.

Ignacy:      Trudno.

Pankracy: W ogóle możemy jechać torem kolejowym.

Ignacy:      Nie, nie...

Pankracy: Nieczynna linia.

Ignacy:      To jest nieczynna? I ona jest zrównana z ziemią?

Pankracy: Właśnie są tory.

Ignacy:      Nie, to nie jadę. Ja mam... Co ja mam? Acha, właśnie mam wygiętą tarczę korby, zauważyłem. Dostałem jakimś kamieniem chyba i mam takie wybrzuszenie w jednym miejscu. Ale jeździ. Dobrze, drodzy państwo. To będzie koniec tej długiej relacji. Jak państwo widzicie, już...

Pankracy: Jedziemy do osiem i tam będziemy dalej rozmawiać.

Ignacy:      Tak.

Pankracy: Negocjować.

Ignacy:      Dobrze, kończę relację.

*

Za chwilę Goręczyno. Muszę stwierdzić, że ten odcinek drogi podoba mi się najbardziej. Bardzo urozmaicony i oczywiście niebywale malowniczy teren, co chwilę zmiana drogi i liczne ciekawostki terenowe. Dzieci wołają do nas ,,Dzień dobry''. Na liczniku 100 km.

Jeszcze Polska nie zginęła

Póki my jedziemy

Co nam stroma górka wzięła

Z górki odbierzemy!

*

Taśmy łże-prawdy, nagranie 30

Ignacy:      Dzień dobry państwu! Tutaj Mariusz Max Kolonko spod Władywostoku, w Rosji. Proszę państwa, przekroczyliśmy właśnie tysiąc kilometrów dziennego przebiegu. Przypomnijmy, że wystartowaliśmy z Los Angeles i obecnie po przekroczeniu Cieśniny Beringa jesteśmy we Władywostoku, w Rosji.

Pankracy: Z powodu mrozu wszystkie renifery popękały nam już na zakrętach.

Ignacy:      Proszę państwa, znajdujemy się w Goręczynie. Stąd mamy zamiar na północny-zachód pojechać do Ramlejów, gdzie znajduje się punkt ósmy, który da nam dodatkowe dwa punkty, proszę państwa. Następnie się zastanowimy czy i gdzie jedziemy dalej. Proszę państwa, jak państwo słyszycie, nastroje są już minorowe.

Pankracy: Nie, ja myślę, że teraz po prostu już nasze żarty stały się takie prostsze. Teraz moglibyśmy porozmawiać z kolegami z bloku, albo coś takiego. Chciałem powiedzieć, że mijamy tutaj wiele dzieci po drodze. Wszystkie dzieci wołają nam wesoło ,,Dzień dobry!''.

14:03, Ramleje

PK 8 zaliczony. Jesteśmy na skrzyżowaniu jakichś polnych dróg. Zaraz chyba znowu się przebiorę, bo koszulka przyczepiona do plecaka już jest sucha. Jakiś żul na rowerze zaczepia dziewczyny, które sędziują w tym miejscu, ale mają ukrytego w namiocie psa.

O, deszczyk.

*

Taśmy łże-prawdy, nagranie 31

Pankracy: Tutaj zawodnik drugi. Myślałem, że numer startowy będzie mi się podwyższać w miarę nabywania nowych umiejętności pedałowania, ale niestety no pozostałem przy cały czas przy tym samym numerze startowym. To jest wszystko, na co mnie teraz intelektualnie stać, dziękuję.

Ignacy:      Po reklamach nadamy odcinek poświęcony zdobyciu wzgórza numer osiem przez brygady szwoleżerów ze Białej Podlaskiej.

14:30, Smętowo

Postój pod sklepem. Spadł deszczyk i jest trochę chłodno. Mamy zaliczonych siedem punktów kontrolnych, co mnie niebywale cieszy. Przed nami jeszcze cztery godziny przygód. Ignacy twierdzi, że mamy szansę na dziesięć lub nawet jedenaście PK, jeśli starczy nam sił. Szacuję swoje możliwości na 150 km, ale to już z wykorzystaniem wszystkich rezerw.

*

Taśmy łże-prawdy, nagranie 32

Ignacy:      Dochodzi do pierwszych różnic zdań w zespole. Jesteśmy w drodze na punkt dziewiąty.

Pankracy: Ja chcę jechać drogą czerwoną, nie pomarańczową!

Ignacy:      Mamy tutaj bardzo poważne problemy psychiczne w zespole. Wezwane zostały jednostki ZOMO.

Pankracy: Jedźmy! Się okaże! To jest jedyna droga!

*

Taśmy łże-prawdy, nagranie 33

Ignacy:      Proszę państwa, sytuacja jest bardzo poważna.

Pankracy: Nie, no ja chcę powiedzieć, że siedmiu marynarzy fala zmyła, zostało nas tylko dwóch. Przy czym ustawicznie się kłócimy która strona statku jest przodem, która jest tyłem, natomiast wiatr spycha nas w bok. Nie wiem, jak to się dalej potoczy.

*

Taśmy łże-prawdy, nagranie 34

Pankracy: Chciałem powiedzieć, że w tej chwili pobiłem swój rekord odległości — 113,5 km.

Ignacy:      I jeszcze jadę!

Pankracy: Jeszcze jadę.

*

Taśmy łże-prawdy, nagranie 35

Ignacy:      Jako, że jest już późno i nikomu się nie chce jechać, postanowiliśmy rozmawiać na tematy egzystencjalne. Dyskutowaliśmy schopenhauerowską oraz freudowską wizję przyjaźni. A teraz na wzgórze numer dziewięć, choćbyśmy tam mieli polec, choćby miano o nas śpiewać jak o polskiej szarży szwoleżerów pod Somosierrą! Proszę państwa, szarżujemy! Gardła armatnie kolanami dławić!

 

15:18, Góra Zielona

Ze śpiewem na ustach dobijamy do PK 9. Trochę się pogubiliśmy, ale nie ma to właściwie najmniejszego znaczenia. Jedzie się wspaniale, choć co chwilę trochę popaduje.

Sędziowie są chyba strasznie zmęczeni, bo nie odpowiadają na nasze wesołe zaczepki. No, ale nie każdy rozumie szampański humor bezsensialnych cyklistów.

Ruszamy w kierunku Łapalic, gdzie ostatecznie zdecydujemy czy interesuje nas PK 5 czy PK 13.

Widzę punkty! Idiot!

Jedź ze mną tę trasę całą

A gdy zechcę to dłużej jeszcze trochę

Gdy w końcu posiądę punkt kolejny

Na sędziów popatrzę wzrokiem chwiejnym

I gdy będę mieć dziurek startową kartę całą

Poczuję, że jednak to za mało

Skieruję się wtedy w ścieżynę małą

By zdobywać nowe ofiary

*

Taśmy łże-prawdy, nagranie 36

Ignacy:      Prosimy nie śpiewać. Otóż zrobiliśmy dziewiątkę, na którym byli wyjątkowo nieprzychylni nam sędziowie, którzy nie chcieli się z nami bawić, w związku z czym postanowiliśmy jechać dalej, znaleźć lepszych sędziów i postanowiliśmy jechać na piątkę, a potem na trzynastkę. To jest bardzo ambitny plan, ponieważ jak dojedziemy na metę, to w najlepszym przypadku będziemy mieli po 160 km w nogach, co może się okazać na przykład trudne do osiągnięcia i być może będziemy zdychać przed metą, proszę państwa. No, ale nie jest to nam straszne! Na potęgę posępnego czerepu! Hi-Man!

*

Kolejny rozdźwięk między mapą a rzeczywistością. Miała być jedna droga, a jest kilkanaście. Krążymy trochę bez sensu. Napotkana czwórka dzieci powiedziała nam którędy jedzie się do Kartuz, ale nie spytaliśmy którędy do Łapalic.

*

Taśmy łże-prawdy, nagranie 37

Pankracy: Nagrywaj!

Ignacy:      Drodzy telewidzowie. Idziemy na azymut przekraczając wały moreny i inne takie. Kolega Pankracy płacze.

Pankracy: Nie płaczę, lecz chciałbym wyrazić swoje zaniepo...

Ignacy:      Jak widać płacze. Koniec nagrania.

*

Myślę, że możemy uznać się za zagubionych. Ignacy twierdzi jednak, że teraz pojedziemy na azymut. W końcu wzięliśmy kompas nie od parady. Kierujemy się na północ. Ku biegunowi!

*

Do bieguna chyba daleko, natomiast obecnie przeciskamy się przez jakieś krzaki, pokrzywy itp. Coś, co z góry wyglądało na drogę, okazało się jakąś łąką w środku lasu, zupełnie pozbawioną sensu i cech orientacyjnych. Ignacy prowadzi dalej na północ opowiadając, że podczas wycieczek na azymut zawsze są straty w sprzęcie.

*

He, przedarliśmy się do jakiejś drogi. Wdrapywaliśmy się na ostrą górkę przez dzikie ostępy i pokrzywy (mam gołe nogi i ręce, dlatego to odnotowuję), co chwilę wyciągając jakieś gałęzie spomiędzy szprych. Metr przed krawędzią ujrzeliśmy koła dwóch rowerów. Ignacy wyskoczył pierwszy i zasięgnął języka. Ja kilka chwil szamotałem się jeszcze w krzakach wydając z siebie dzikie odgłosy, wreszcie również wygramoliłem się na drogę.

Rowerzyści szukali dojścia do PK 9, ale wariant, którym przybyliśmy, nie nadawał się do zaproponowania. Za to wskazali nam kierunek o wylotówki z Kartuz, która notabene znajdowała się w zupełnie innym kierunku, niż się spodziewałem.

*

Taśmy łże-prawdy, nagranie 38

Pankracy: No cóż, wydostaliśmy się, było bardzo fajnie. On się bardzo bał i mówił, że ja się boję. A ja twierdzę, że ja się nie bałem.

Ignacy:      A ja bałem się, że się nie boję.

Pankracy: (klakson) Ktoś znowu trąbi do nas. Niestety nie wiem w jakim celu. Ale to może miłe, że zatrąbił. W końcu mógł na przykład rzucić w nas butelką po wypitym piwie.

Ignacy:      Właśnie! Dobrze. Jedziemy. Staramy się dojechać na trzynastkę, a potem się już będziemy kierować raczej w kierunku mety, ewentualnie jeszcze na dwójkę. Z bogiem!

*

Łapalice. Odpuszczamy sobie PK 5 i jedziemy na północ, czyli do Pomieczyna.

*

Jezioro Wielkie Łąki. Droga serpentynami wije się to w górę, to w dół. Trochę znowu pada, ale przestałem odczuwać chłód, więc nie ma problemu. Ignacy puścił się przodem, ja wlokę się z tyłu.

*

Sianowska Huta. Spotkaliśmy grupę rowerzystów zastanawiających się czy jadą w dobrym kierunku. Ujrzawszy nas nabrali otuchy i razem ruszamy dalej.

*

Znowu zagadki w postaci rozwidlających się dróg. Peleton pojechał na wprost (oczywiście wszyscy mnie błyskawicznie wyprzedzili), a my jedziemy w prawo.

16:39, Hejtus

PK 13 w jakiejś zagrodzie. Dziewczyny nie wychodzą nawet z namiotu, tylko podają czas zachrypniętymi głosami. Szybka zmiana koszulki i jedziemy naprzód, naprzód!

*

Taśmy łże-prawdy, nagranie 39

Ignacy:      Proszę państwa! Proszę państwa, zdobyliśmy punkt numer trzynaście! Drużyna bułgarska wychodzi na prowadzenie! Oprócz tego doszło do bardzo poważnej wymiany zdań na tematy egzystencjalne. Niestety, z uwagi na  stosunkowo dużą trudność prowadzenia relacji podczas jazdy po dziurawym gruncie na tym poprzestanę. Ale ogólnie rzecz biorąc poróżniliśmy się prawdopodobnie na zawsze!

17:10, Trzy Rzeki

Punkt kontrolny nr 2 znajduje się w Trzech Rzekach, więc po drodze wstąpiliśmy na kwaterę. Ignacy zdecydował, że wróci do Warszawy jeszcze dzisiaj, więc właśnie pakuje swój plecak, a ja zrobiłem herbatę.

Po zdobyciu PK 2 planujemy udać się prosto na metę w chwale zdobywców dziesięciu punktów kontrolnych.

*

Taśmy łże-prawdy, nagranie 40

Ignacy:      Proszę państwa! Proszę państwa, byliśmy właśnie na proszonej herbatce u naszego gospodarza. Ja, niżej podpisany, wziąłem plecak i będę planował zostawić mojego kolegę Pankracego w głuszy. Tak, proszę państwa! Tak się kończą wspólne wycieczki! Niestety nie ma w nich nic dobrego. Oprócz tego jedziemy ku punktowi numer 2, który powinien pojawić się niedługo i będzie to nasz ostatni, dziesiąty punkt dzisiaj, dziękuję, dobranoc.

17:48, Przodkowo

Meta! Meta! Czuję się jak mistrz świata. Stoimy na mecie i dyszymy, dzwonimy do naszych żon oraz obserwujemy innych nadciągających zawodników. Ruchem kieruje jakiś gość z megafonem i jest to bardzo pocieszny widok, ponieważ zachowuje się i wygaduje takie bzdury, jakby pierwszy raz w życiu ktoś dał mu taką zabawkę, dzięki czemu jego egzystencja wreszcie nabrała sensu i kolorytu. Niech mu będzie na zdrowie.

*

Taśmy łże-prawdy, nagranie 41

Ignacy:      Proszę państwa, skończyliśmy.

Pankracy: Tak. Nie ważne jak zaczęliśmy, ważne jak skończyliśmy. Chyba ostatni wpis to był. Koniec!

Ignacy:       Prawdopodobnie już nic więcej od nas nie usłyszycie.

 

18:08

Ok, przebrałem się znów w suche ciuchy i czuję jak nowonarodzony. Ponieważ przed wprowadzeniem rowerów do przechowalni trzeba je umyć, zrezygnowaliśmy z tego pomysłu i pilnujemy je sobie nawzajem. Ignacy poszedł sprawdzić co to jest ,,posiłek mięsny'', a ja trzymam straż. Ludzie snują się tu i tam, wymieniają liczby zaliczonych PK i inne tego typu uwagi.

Z łatwością można odróżnić zawodników trasy pieszej od zawodników trasy rowerowej. Jestem pełen podziwu dla reprezentantów tej pierwszej grupy. Zgubić się w dzień i na rowerze — mały problem. Zgubić się w nocy i na piechotę — tego sobie nie wyobrażam.

Wycieczka zakończyła się pełnym, spektakularnym sukcesem. Pogoda dopisała, sprzęt również, psychika nie siadła, nie wadziliśmy się zbytnio i wciąż pozostajemy kolegami.

Posiłek najwidoczniej okazał się jadalny, skoro Ignacego nie ma. Ewentualnie nie jest tak wybredny jak ja.

Bolą mnie ręce od pokrzyw, przez które się przedzieraliśmy i uszy od oprawek okularów.

*

— Veni, vidi, zjadłem — wrócił Ignacy.

Z opisu wnioskuję, że chyba zrezygnuję z posiłku onego, natomiast poszukamy może jakiegoś sklepu.

19:51, Trzy Rzeki

Zjedliśmy kolację dyskutując o tym i owym. W sumie nakupiliśmy tyle żarcia, że dziesięciu by się najadło. Takie są skutki zakupów robionych z pustym żołądkiem.

Na liczniku 152 km.

20:45

Zmierzamy w kierunku łóżka. Jestem ledwie przytomny i z rozkoszą zanurkuję pod kołdrę.

22 października 2006, niedziela, 4:09

Pobudka. Wstajemy i jedziemy na rowery! Nie, bez żartów, bez żartów! To tylko Ignacy zbiera się do domu.

4:28

Ignacy pojechał w siną dal, a dokładnie do Gdańska na pociąg, który odjeżdża za dwie godziny do Warszawy. Noc jest ciepła, na niebie widać mnóstwo gwiazd. Jest fantastycznie cicho. Wracam do łóżka, aby odespać do rana. Po drodze zgarnąłem ciastka, które kupiliśmy sobie wieczorem i których nie byliśmy w stanie wczoraj zjeść.

8:04

Pobudka nr 2. Tym razem samoistna. Nie wiedziałem, że mam tyle różnych mięśni. Wszystkie mnie bolą.

8:34

Zjadłem śniadanie, pożegnałem się z panem Januszem, który wybrał się samochodem do Przodkowa i przyszedłem na górę do pokoju, żeby się spakować. Bagaż mam lżejszy o parę ciuchów, które wyrzuciłem po drodze do śmieci.

*

Graty spakowane, pościel zwinięta, jeszcze tylko przykręcić rozklekotany błotnik — i w drogę. Na dworze mgliście i wilgotno — nastrój jesienny, znakomicie wpisujący się klimatem w zakończenie rajdu.

ok. 10:00, Przodkowo

Podjechałem do szkoły w Przodkowie, aby zobaczyć wyniki rajdu. Zajęliśmy z Ignacym miejsca w okolicy dwusetnego miejsca. Dla mnie to wielki wyczyn, a dla mojego hipermarketowego roweru tym bardziej. Teraz jadę do domu. Koniec!