Do trzech razy sztuka - "analizka" startu numeru 126 w Przodkowie Przygotowania do 32 Harpa zacząłem dość wcześniej aby tym razem odpowiednio trafić z formą. Miał to być mój trzeci rajd więc postanowiłem zrobić wszystko aby sprawdziło się przysłowie "do trzech razy sztuka". Każdy dzień bliżej wyznaczonej daty zawodów potęgował tylko narastające napięcie, człowiek wpada w nałóg, żyje tym wydarzeniem nie tylko w trakcie jego trwania ale także na długo przed nim i długo po. START - PK 1 ( 5,500 km) Start ma nastąpić na stadionie w pobliżu bazy, więc miejsca dla wszystkich zawodników jest pod dostatkiem, mapy wydane zostają sprawnie (przynajmniej w mojej grupie numerowej-nr 126) i za chwilę ruszamy. Plan miałem prosty - od startu ostro do przodu aby uniknąć "korków" na PK 1, a później swoim własnym równym tempem do następnych punktów. Niestety już od samego początku utknąłem w gąszczu ludzi i mimo że wyzwolona adrenalina pchała mnie do biegu musiałem tempo dostosować do innych - wyprzedzanie było naprawdę dużą sztuką. I tak od Przodkowa ok. 400 metrów asfaltem w kierunku płd. i dalej w tym samym kierunku polną drogą ze skrętem na miejscowość Smołdzino. Przed tą miejscowością pierwsze bardziej strome podejście, nieduże ale na dobry początek to dobre przywitanie z trasą (już wiem że nie będzie płasko i słodko J). Jak zwykle fantastyczny widok rozciągniętego "węża" ludzi z czołówkami - to można zobaczyć tylko na pierwszych kilometrach. Ze Smołdzina z asfaltówki prosty atak na PK 1 ok.2500 metrów w kierunku płd. zach. i na miejscu. Na punkcie jestem o godz. 22 około 177 miejsca. Według moich obliczeń odcinek ten wyniósł w moim wariancie 6,200 km. PK 1 - PK 2 ( 7,000 km ) Na jedynce jak zwykle tłok, po podbiciu karty rzut na mapę i obranie wariantu. Nie mam ochoty przeprawiać się wpław przez Radunie więc wybieram most między linią kolejową a miejscowością Babi Dół. Do mostu i miejscowości trasa prosta, od PK 1 ok. 1 km na wsch. i dalej wzdłuż jeziora Sitno na płd. do linii kolejowej, najpierw jednej, później drugiej. Z Babiego Dołu kawałeczek asfaltem (450 m) na płd. zach. i dalej w las 1200 metrów drogami leśnymi w tym samym kierunku. Punkt łatwy i przyjemny, czas na nim 23:13, miejsce 53, przebieg ok.7,600 km. PK 2 - PK 3 ( 6,000 km ) Ten odcinek mogę określić tylko jednym zdaniem - totalna porażka. Błąd nawigacyjny za błędem znacznie obniżył moje morale na dalszą część zmagań, choć nic nie zapowiadało kłopotów. Na dwójce obieram wariant na trójkę. Decyduję się na napieranie asfaltem na płd. na Borcz a stamtąd na PK 3 drogą idącą na płd. wsch. zakręcającą łagodnym łukiem prosto do celu i atak na punkt z kierunku płd.( wariant wydawał mi się nieco dłuższy ale mniej ryzykowny od innych - dalej tak uważam ). Niestety już po 500 metrach marszu asfaltem postanawiam skręcić na wsch. w las za grupą chłopaków w koszulkach Selekcji. Oczywiście nie to było moim błędem ale chwilowa utrata zainteresowania mapą i kompasem, co zaowocowało zupełną utratą orientacji. Każda następna moja błędna decyzja była konsekwencją poprzedniej. Połapałem się w miarę gdzie jestem na drodze idącej z zach. na wsch. ok. 500 m przed PK 3 patrząc z kierunku płn. Ból polegał na tym, że źle oceniłem miejsce wyjścia na tą drogę i atak na punkt w ciemno nie miał sensu. Ciekawa sprawa że na tej samej drodze utknęła cała masa ludzi błąkając się w różnych kierunkach i zadając każdemu napotkanemu ponadczasowe pytanie "z trójki czy na trójkę". Miałem chęć siąść sobie i poczekać aż ktoś za mnie znajdzie "wyjście" ale przypomniałem sobie przeczytaną gdzieś w necie maksymę "Zabłądzić to nie znaczy zgubić się. Zabłądzić to znaczy zmylić drogę. Zgubić się - nie wiedzieć dokąd iść." Parę głębszych oddechów i decyzja - idę drogą na wsch. aż dojdę do drogi łączącej Skrzeszewo Żukowskie z Marszewską Górą a dalej dróżką biegnącą na płd. zach. nad punkt patrząc od strony płn. Atak na punkt dokładnie z miejsca w pierwotnym wariancie. Na punkcie jestem o 1:33, na ok.246 miejscu, po 9,500 km marszu. Uffffff.. PK 3 - PK 4 ( 8,500 km ) Postanowienie z PK 3 - nadrabiam stracony czas i nawiguję sam nie oglądając się na innych ( tak jest już do końca rajdu ), co najmniej do następnego punktu wybieram warianty bezpieczniejsze ( przez co dłuższe ) aby oczy odpoczęły od mapy. Tak też robię, z trójki wracam do miejscowości Borcz i asfaltem długi przebieg do Hopowa. Za Borczem "łapię pasażera", kolegę Jakuba ( nr 970 ) z Warszawy który towarzyszy mi do PK 7. Jest na Harpie po raz pierwszy i o zgrozo nie ma ze sobą kompasu J - no cóż w końcu najważniejsze jest uczestnictwo reszta to tylko dodatek. Z Hopowa kierujemy się na płd. i po ok. 500 metrach trafiamy na rozwidlenie dróg. Decyduję się iść w prawo (patrząc z kierunku Hopowa) i po 500 metrach trafiamy na niewielką "stróżkę", za nią drewniany dość wysoki płot, a za nim dość strome wzniesienie. Chwila na uporządkowanie myśli, rezygnujemy z tej drogi i wracamy do rozwidlenia, kierunek w lewo po 300 m prosto na płd. dróżką na miejscowość Kamela, po 900 m w dróżkę skręcającą na zach. 300 m i PK 4. Czas 3:48, miejsce 179, długość odcinka 11,800 km. PK 4 - PK 5 ( 7,500 km ) Odcinek "gładziutki", dokładnie tak jak w założeniu idealnie w punkt. Z czwórki powrót do Hopowa, przecinając asfalt do Sarniego Dworu, Somonina, za przejazdem kolejowym 2,200 km na płn. na PK 5. Czas 5:14, miejsce 108, długość wariantu 8,800 km. PK 5 - PK 6 ( 7,000 km ) Myślenie że wszystko jest w porządku, świetnie i tak już pozostanie do końca może okazać się zgubne - miałem się o tym nieprzyjemnie przekonać. Przez większość odcinka wszystko idzie jak na poprzednim, ścieżką na płn. wsch. do torów i drogi na Kartuzy, 1 km asfaltem na płn. do dróżki odchodzącej na wsch. a nią 1,5 km do ścieżki na płn. która przecina tory, drogę Kartuzy -Dzirzążno i skręca na wsch. I zamiast atakować punkt bezpośrednio dróżką która do niego prowadzi, postanawiam skręcić na płn. we wcześniejszą i na punkt zajść od zach. PK 6 - PK 7 ( 5,500 km ) Na szóstce dopada mnie lekka depresja - jak maszerować tak przemoczony?. Ale za chwilę przypominam sobie film "Czekając na Joe" który oglądam dla "nakręcenia morale" przed startami. Co to są moje "małe problemiki" wobec tego czego dokonał bohater filmu schodząc z góry ze złamaną nogą, całkowicie wyczerpany - to jest prawdziwe ekstremum. Wraca mi wiara że moje trzecie podejście do Harpa musi być udane. Szybko zakładam suche skarpety (które i tak po chwili są całe mokre J) i ruszamy z Jakubem do PK 7. Najpierw 600 m na zach. na skraj lasu, następnie na płn. przez pola do drogi Kartuzy - Kobysewo którą przez ok.500 m poruszamy się w kierunku Kartuz. Dalej skręcamy w ścieżkę idącą na płn. wsch. którą docieramy do drogi Grzybno - Kobysewo. 100 m od miejsca gdzie weszliśmy na asfaltówkę znowu wchodzimy na ścieżkę idącą w kierunku płn. przez Sośniak w las na PK 7. Jeszcze tylko momencik szukamy "rogu przecinek" i PK 7 zaliczony. Czas 8:01, miejsce 62, długość 6,300 km. PK 7 - PK 8 ( 4,000 km ) Bliskość bazy powoduje że ten odcinek postanawiam pokonać szybkim tempem, podbiegając mając nadzieję że w ten sposób choć trochę osuszę buty i będę w nich mógł wyjść na następną pętlę. Zostawiam Jakuba z tyłu i przez Kosowo docieram do bazy w Przodkowie. Podbijam kartę o 8:36 będąc na 38 miejscu, ostatni odcinek ma długość 4,100 km. PK 8 - PK 9 ( 5,000 km ) Na drugą pętlę wychodzę sam i tak już jest do końca. Do PK 9 idę najpierw 1 km asfaltem w kierunku Pomieczyna i skręcam w ścieżkę prowadzącą na Kawle Górne, a z nich na płn. do punktu. Melduję się tam o 10:14, na 47 miejscu, po przebyciu 5,000 km. PK 9 - PK 10 ( 8,000 km ) Gdzieś koło dziewiątki pomyślałem sobie że skoro idzie mi tak dobrze czemu by nie powalczyć nie tylko o zaliczenie setki ale i o jak najlepsze miejsce. Bez żadnej przerwy ruszam więc dalej na zach. do Trzech Rzek, wzdłuż linii energetycznej do Wilanowa. Za Wilanowem chwila rozmowy z chłopakiem z kijkami o trasie na PK 10 i szybko do Pomieczyna, z którego następnie skręcam na Pomieczyno Małe, a stamtąd ścieżką w kierunku płd. zach. atakuję PK 10. Czas 11:36, miejsce 44, długość 9,000 km. PK 10 - PK 11 ( 9,000 km ) Z dziesiątki udaję się prosto na zach. do Głusina mijając Smolne Błoto ( w okolicach którego biegał sobie swobodnie bez kagańca całkiem spory, groźny "piesek" - po minięciu go moje tempo marszowe przeszło w sprint J) i przecinając Kolonie. Z Głusina przecinając drogę Staniszewo - Lewino ( tam mijam dość sporą grupę zawodników prowadzoną przez Wesołego Jędrusia), ścieżką wśród pól na płn. do lasu i do PK 11. Czas 13:07, miejsce 18, długość 9,100 km. PK 11 - PK 12 ( 7,500 km ) Na tym punkcie już wiedziałem że setka jest moja, miałem takiego "kopa" w nogach że tylko jakiś kataklizm mógł mnie zmusić do zatrzymania się. Na jedenastce obsługa punktu poratowała mnie butelką herbaty ( wielkie dzięki! ) dzięki której nie padłem z pragnienia przed sklepem w Starej Hucie gdzie miałem chwilowy postój na uzupełnienie zapasów. Ze Starej Huty moja trasa biegła prosto na płd. drogą do Stryszej Budy ( przed którą minąłem naszych wschodnich sąsiadów J ), i dalej na płd. ścieżką i przecinką do PK 12. Czas 14:34, miejsce 15, długość 8,500 km. PK 12 - PK 13 ( 5,500 km ) Na trzynastce dowiaduję się że w zasięgu kilku minut mam przed sobą trójkę zawodników, więc znowu ruszam szybko do przodu. Obieram kierunek na Jezioro Sianowskie do rozwidlenia dróg w okolicach Łysej Góry. Tam dopada mnie dziwna "głupawka" i na kompasie płn. zamienia mi się miejscami z płd. przez co zamiast schodzić wyraźnie zaznaczoną dróżką na płn. wsch. w kierunku Staniszewa, zaczynam się wspinać na Łysą Górę. Zanim się łapie na błędzie mam już za sobą z 600 m ostrej wspinaczki. Szybki powrót do rozwidlenia i prawie sprintem ostro w dół przez Cieszonkę do drogi Staniszewo - Sianowo. Z daleka dostrzegam trójkę zawodników, postanawiam do nich dołączyć i przez pewien czas odpocząć od nawigacji ( samotne pokonywanie trasy powoduje u mnie dziwne i niebezpieczne omamy myślowe J ). W okolicach Sianowa dołączam do naszych płd. sąsiadów J i skręcając na wsch. maszerujemy w kierunku Młyńska. Tam niestety nasza krótka wspólna podróż dobiega końca, gdyż wydaje mi się że miejsce które wybrali moi towarzysze na przekroczenie czegoś co niewątpliwie było "strumykiem" jest niewłaściwe. Cofam się więc kawałek, przekraczam "strumyk" i przez pola obok pasących się koników udaję się w kierunku płd. wsch. do widocznych zabudowań, za nimi do lasu i po ok. 1 km jestem na PK 13. Czas 16:30, miejsce 12, długość ok.9,000 km. PK 13 - PK 14 ( 6,500 km ) Na czternastce zastaję chłopaka który dotarł aż tutaj mimo że nie miał zaliczonego PK 4 (brawo!), namawiam go na dalszą wędrówkę ale niestety dalej muszę iść znowu sam. Z lasu szybko uciekam na drogę Sianowo - Prokowo tuż przed Mokrymi Łąkami, dalej szosą do przejazdu kolejowego i 1200 m torem kolejowym do następnego przejazdu i asfaltowej drogi idącej z Prokowa do Pomieczyńskiej Huty. Od przejazdu asfaltem 700 m w kierunku płn. i dalej 1200 m drogą leśną dokładnie na wsch. Póżniej już tylko ok.1500 m na płn. wsch. obok J.Czarnego do J.Białego i na PK 14. Czas 17:29, miejsce 12, długość 8,000 km. PK 14 - PK 15 ( 4,000 km ) Z czternastki dróżką przez Bielawy uderzam na drogę Szarłata - Grzybno, nią sto metrów na płn. i dalej piaszczystą ścieżką malowniczo wijącą się to w górę to w dół w kierunku lasu Bagniewo na wsch. Bez problemu trafiam w PK 15. Czas 18:14, miejsce 12, długość 4,400 km. PK 15 - META ( 3,500 km ) Mimo że wiem już że swojej pozycji nie poprawię bliskość mety powoduje że dalej nie zwalniam tempa i pędzę wzdłuż linii wysokiego napięcia na wsch. Tak cały czas drogami na wsch.. omijając od płn. Kosowo wpadam na szosę Pomieczyno - Przodkowo. W samym Przodkowie wstępuję jeszcze na 5 minutek do sklepu po zasłużonego browarka i na linię mety. W końcu jest - udało się, za trzecim podejściem. Godzina przybycia na metę 18:55, nieoficjalne miejsce 12, długość ostatniego odcinka 4,000 km. Drugą 49 km pętlę zaliczam w wariancie ok. 57 km - dużo lepiej niż pierwszą. Samopoczucie jest tak dobre że mógłbym uderzać jeszcze na jedną rundkę ( a może to po prostu euforia jest tak wielka, że nie czuję zmęczenia ). 119 km - myślę że niewiele się pomyliłem w obliczeniach pokonanych kilometrów, a wniosek nasuwa się jeden - trzeba jeszcze popracować nad nawigacją i wyborami wariantów. Po Harpie jak zwykle parę dni gorączki postartowej: niecierpliwe czekanie na wyniki, analiza startu, przeglądanie forum - w pracy nie mają ze mnie w tym czasie zbytniego pożytku J. Relację piszę bardziej dla siebie, abym mógł przeżyć to jeszcze raz. Podsumowując impreza świetnie zorganizowana, miłe towarzystwo, pogoda wymarzona, wspaniałe tereny ( jak zwykle pluję sobie w brodę że nie zabrałem aparatu ), nic tylko startować i oby tak dalej. Pozdrawiam wszystkich których spotkałem na trasie, na PK - szczególnie Jakuba ( stary nie ignoruj potęgi kompasu J ), tych których nie miałem okazji spotkać, organizatorów ( o ten błąd w wynikach wstępnych będę walczył jak lew - oczywiście żartuję, ma to znaczenie symboliczne, choć godzinkę lepszy czas to nie byle co J ) i do zobaczenia na kolejnych trasach. beton
"Oto moja Droga. Stąd, z miejsca mego startu, aż do granic mego biegu - mety. Przemierzam Dystans, przemierzam Czas. Poruszam się Truchtem; w głąb siebie, w głąb Trasy, w głąb Czasu. Nie jestem Biegaczem. Jestem Dystansem, Trasą, Startem i Metą. Stojąc na początku już jestem na końcu. Dlatego już wygrałem. To moja siła, mój sekret i zwycięstwo. Zaznaczam tylko swój udział. To taki kaprys, zachcianka, forma zewnętrzna." Dariusz Sidor
|