Relacja z H-31 - Trasa Piesza

Marcin Miśkiewicz

Do udziału w tej imprezie zachęcił mnie przede wszystkim dystans 100 km , gdyż od jakiegoś czasu zastanawiam się czy jestem go w stanie przebyć. Osobiście uważam, że sporą głupotą jest robienie tego dystansu po asfalcie, więc postanowiłem zmierzyć się z nim "w terenie" przy okazji Harpagana.

Cała akcja miała miejsce w bardzo uroczym krajoznawczo miejscu - Bożym Polu Wielkim na Pomorzu. Teren jest pokryty lasami mieszanymi i licznymi morenami polodowcowymi co sprawia wrażenie trochę takich "mini Bieszczad".

Wyjeżdżając na Harpagana odgrażałem, że chcę dystans pokonywać marszobiegiem, jednak zaraz po starcie przekonałem się, że jest niemożliwe ze względu na 3 czynniki:

  1. Ciemno i nierówny teren, które powodowały duże ryzyko kontuzji
  2. Byłem świeżo po kontuzji przeciążeniowej łydki
  3. Potrzebowałem kogoś do pomocy w nawigacji, bo mi to kompletnie nie wychodziło.

 

I tak zacząłem "napierać" czyli maszerować w tempie 5- 6 km/h wraz z kolegą Michałem Kukułą, którego poznałem na forum biegajznami.pl.

Trzeba przyznać, że mieliśmy sporo pecha jeśli chodzi o pogodę. Godzinę po starcie zaczęło padać a potem lać a na dodatek z północy, w kierunku, w którym musieliśmy napierać, zaczął wiać zdefiniowany kiedyś przez Janka G. tzw. wmordewind. Ten właśnie wmordewind i deszcz byli powodem lekkiego wyziębienia organizmu, co naruszyło poważnie moje rezerwy energetyczne (tak przynajmniej to czuje).

Dodatkowo organizatorzy, po jesiennej "wpadce" kiedy na łatwej nawigacyjnie trasie zawody z tytułem harpagana ukończyło 25% piechurów a wygrali jacyś ultrabiegacze z czasem 14h z haczykiem, skutecznie przywrócili rangę imprezie i ustawili trudną nawigacyjnie i terenowo trasę co było kolejnym gwoździem do mojej małej trumienki.

Te dwa czynniki pogoda i trudna trasa sprawiły mi jako "biegaczowi po kontuzji" spore trudności, które zaowocowały kompletnym wyczerpaniem i koniecznością wycofania się na 68 "harpaganowym" kilometrze.

Wracając do opisu "walki" na trasie. Kłopoty na pierwszej pętli sprawiły nam trudne nawigacyjnie punkty kontrolne 2, 3, 4, 5 umieszczone przez organizatorów w zupełnie nieciekawych miejscach, do których dotarcie wiązało się z napieraniem przez świeżo zaorane pola, podmokłe tereny i inne tego typu terenowe utrudnienia, które mnie wykończyły psychicznie, ponieważ w żaden sposób nie zaspokoiły mego biegowego "głodu". Dodatkową trudnością w dotarciu do tych punktów była noc. W tym momencie byłem pewien, że na drugą pętle będzie trzeba mnie wyganiać siłą. Jedynym szczęściem w tej sytuacji było, że spotkaliśmy na trasie doświadczonego w marszach na orientacje Pana Leszka, który swoimi umiejętnościami nawigowania stał się dla nas idolem do końca rajdu a jednocześnie pomógł nam dotrzeć sprawnie na punkty 3 i 4. Zdobycie punktów 6 i 7 poszło nam już bardzo sprawnie gdyż w drodze na 6 zrobiło się widno a punkty były w miejscach łatwych nawigacyjnie. Pierwszą pętle ukończyliśmy po 11h 20 minutach w dobrych nastrojach lekko zmarznięci z nadrobionymi tylko 4 km (mieliśmy na GPS 53,5 km a "harpaganowych" 49,5 km ). Po 20 minutowej przerwie na zmianę skarpetek i uzupełnienie zapasów jedzenia i płynów postanowiliśmy wyruszyć na drugą pętle.

Druga pętla miała 2 oblicza. Najpierw na 9 pkt kontrolnym dowiedzieliśmy się, że jesteśmy na 28! miejscu, co zdopingowało nas do napierania na kolejny punkt (10), gdzie byliśmy już na miejscu 25! To uczucie 25 z 577 startujących strasznie nas "niosło" aż do momentu kiedy mój kolega wpadł w dołek ok. 70 km i kiedy ja wpadłem w dołek ok. 74 km i po dodatkowych kłopotach ze znalezieniem "jedenastki" podjęliśmy wspólnie decyzje o powrocie do bazy a tym samym wycofaniu się z rywalizacji na po 11 punktach kontrolnych.

Sam powrót do bazy wyglądał masakrycznie, gdyż popełniliśmy błąd w wyborze trasy powrotnej co zaowocowało, że wracaliśmy trasą 3 km dłuższą na dodatek w pagórkowatym terenie. Na 3 km przed bazą doznałem jeszcze kryzysu i miałem problem z prostowaniem prawej nogi co powodowało, że chodziłem bardzo śmiesznie.

Podsumowując, dałem z siebie dużo ale pewnie nie wszystko, bo moje stopy są kompletnie bez otarć, nie mam jakiś dużych zakwasów, mogę swobodnie chodzić i nic mnie nie boli. Być może należało podjąć jeszcze walkę o punkty 12,13,14 bo na tyle zapewne starczyło by nam czasu ale jak na debiut uważam swój start za udany bo 62 miejsce na 577 startujących należy uznać za wynik bardzo dobry. Zapewne na jesieni podejmę kolejną próbę zostania harpaganem. Uwaga to wciąga!