- Krzysztof Paczyński -

Refleksje z ERnO 30

 

PORAŻKA Nie mam 25 lat, ale rajdy piesze lubię. Kondycję też mam nie najgorszą , choć do czołówki nie należę. Wystartowałem po raz trzeci. Jak to się mówi do trzech razy sztuka. Pierwszym razem ledwie pierwsza pętla, drugim razem było lepiej, bo 75 km. No i teraz nastawiałem się na 100km. Wcześniejsze comiesięczne treningi w okolicy Czerska przygotowały mnie i kumpla dobrze. Pełen optymizmu wystartowałem w środku stawki. Nie przejmowałem się pozycją bo poza marszem obserwowałem i odczuwałem również klimaty; świecący księżyc, ciepło, nastrój nocy i dobra nawigacja z którą nie miałem problemów żadnych. Poprzednim razem i teraz niejedną grupkę wyprowadzałem na "prostą". Od początku zorientowałem się, że trasa będzie łatwa. Tempo także wskazywało na dobry czas. Zorientowałem się, że dzisiejszego dnia pokonam całą trasę. Zgrzyty zaczęły się dość szybko bo na pierwszym postoju na PK 3. Kanapka ledwie weszła mimo apetytu. Napój także nie smakował. To dopiero początek więc nie ma się czym martwić. Tempo między kolejnymi punktami dobre, ale im bliżej PK 6 tym większy ból żołądka. Postój okazał się tragedią. Myślałem , że może chodzi o pozbycie balastu, ale to nie to ból nie pozwolił na jakąkolwiek konsumpcję. Do bazy pozostało około 2,5 do 3 godzin. Bez dawki energii bardzo ciężko. Trzeba było zdecydowanie zwolnić. W połowie drogi zaczynało świtać. Mając w pamięci przyjemny trening, kiedy to maszerowałem nocą z Helu do Gdyni. pomyślałem , że przyjemnie wędrowac nocą po lesie. Ale co to za przyjemność, gdy skręca brzuch. Przez te dwie i pół godziny zjadłem PÓŁ batona marsa i PÓŁ bulelki napoju. Do bazy dotarliśmy przed dziewiątą. Rewelacyjny czas , ale co z tego. Wziąlem co prawda następną mapę, ale już zrezygnowałem. Bo wiedziałem , że z tą dolegliwością nie wygram. Namówiłem kolegę jeszcze na krótki spacer na PK 10. Nic nie zabrałem ze sobą I tak doszliśmy tam i wróciliśmy. Wracając widziałem ( przepraszam) cieniasów sunących naprzód i wiedziałem, że wielu z nich dotrze do mety. Ale nie ja. Bardzo rozżalony i zdegustowany wrsacałem do domu tym bardziej, że zmeczenia po tym dystansie nie czułem. Jak sie później okazało tą dolegliwość wywołał KETONAL, który lyknąłem profilaktycznie przeciw bólowi kolana, które miało miejsce już kilka miesięcy wcześniej przy takich dystansach.
Można byświetnie przygotowanym; kondycyjnie, sprzętowo , ale gdy dopadnie coś z czym nie da się rady to koniec... nawet zaciskanie zębów, czy przełamywanie nie pomogło. Niektórzy może się uśmiechną przeczytawszy tą refleksję, ale każdy jest inny i inaczej traktuje tego rodzaju zmagania...